Kiedy słyszymy “Igrzyska Olimpijskie” mamy przed oczami stadiony wypełnione po brzegi, gdzie przed wielotysięczną publicznością rywalizują najlepsi sportowcy z całego świata. A jeśli ktoś zapyta się nas o ulubione dyscypliny olimpijskie, wymienimy mu bieg na 100 metrów, koszykówkę lub skok o tyczce. Raczej nikomu z nas nie przyjdzie do głowy Counter Strike czy Leauge of Legends. W końcu kto stawiałby jakieś błahe gry komputerowe, obok najszlachetniejszych i najtrudniejszych dyscyplin sportowych. Ale czy te gry są na pewno takie błahe, jak nam się wydaje? Wszystko zależy od tego, w jaki sposób podjedziemy do tematu.
Kilka lat temu pewnie większość społeczeństwa zapytana o esport miałaby problem z wytłumaczeniem znaczenia tego słowa, nie mówiąc już o podaniu konkretnych przykładów gier czy zawodników. Jednak przez te kilka lat esport poczynił wielki postęp, docierając do coraz to większej liczby odbiorców ze wszystkich warstw społecznych i grup wiekowych. Stało się tak głównie dzięki mediom, które podchwyciły temat sportów elektronicznych i trafiały z nim do coraz większej liczby osób.
W porównaniu do tego, co mieliśmy kilka lat temu, można powiedzieć, że rywalizacja w grach komputerowych nie jest już traktowana po macoszemu przez większość społeczeństwa. Coraz więcej osób rozumie, że z grania w gry można wyżyć (i to na całkiem niezłym poziomie), a cała branża jest prężnie rozwijającym się biznesem.
Super! Wiemy już, że esport ma się świetnie, dociera do setek milionów odbiorców na całym świecie, ale ten tekst nie powstał po to, żeby wynosić pod niebiosa granie na komputerze. Powstał on po to, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy i kiedy esport pojawi się na igrzyskach olimpijskich? W zasadzie moja odpowiedź na to pytanie jest prosta: nie i nigdy. W tym miejscu mógłbym skończyć ten felieton i zagrać mecz w CS-a, albo odpalić solo-kolejkę w LoL-u, ale przedstawię Ci kilka faktów i opinii na podstawie których sam/a odpowiedz sobie na pytanie zawarte w tytule.
Jest to technicznie niemożliwe. Nie wiesz, o co chodzi? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o…
pieniądze a w zasadzie firmy, które czerpią zyski z tego, że grasz w ich grę. Poprzednie zdanie, chodź pewnie na pierwszy rzut oka niezbyt zrozumiałe, oddaje największy problem przy wprowadzaniu esportu na IO. Żeby wytłumaczyć o co chodzi, posłużę się prostym przykładem. Wiesz jak powstała piłka nożna? Ja też nie. Są pewnie jakieś historyczne źródła, mówiące gdzie i kiedy odbył się pierwszy mecz, albo jak nazywał się pierwszy na świecie klub, ale tu nie chodzi o takie początki futbolu. Chodzi o moment, w którym Uga kopnął napompowany pęcherz świni do Buga, a Buga do Uga i obaj zaczęli czerpać z tego radość, a po pewnym czasie rywalizować z innymi kolegami z plemienia. Od tego momentu piłka nożna stała się własnością całej ludzkości. Nieważne gdzie jesteś, nieważne z kim i nieważne czym. Możesz sobie pograć w piłkę zupełnie za darmo na własnych zasadach. Jeśli jednak spojrzymy na esport sytuacja prezentuje się zgoła inaczej.
Niestety gry komputerowe nie powstają w taki “naturalny” sposób jak tradycyjne sporty. Za każdą grą stoi osoba lub cała grupa deweloperów, którzy przez wiele miesięcy, jeśli nie lat monotonnie tworzą i ulepszają swoje tytuły. Łatwo więc wywnioskować, że każda gra ma swojego właściciela, który może mieć wobec niej jakie tylko chce intencje. I tu pojawia nam się główny problem, czyli zależność od osób trzecich a także często wielkich korporacji.
Jakbyśmy nie interpretowali idei, stojących za IO, nie znajdziemy tam wzmianki o tym, że są one przeprowadzane w celu zarobku, jak największych kwot. Główne hasła, które będą się przewijały to braterstwo czy rywalizacja ponad podziałami. Nie zaprzeczam, że takie same wartości może wyznawać wydawca gry, jednak raczej nie poświęci kilkunastu milionów dolarów tylko po to, żeby gracze mogli rywalizować ponad podziałami.
Wyżej opisana bariera jest raczej nie do przejścia. Może przemawia teraz przeze mnie duch pesymisty, ale raczej zgodzisz się, że porozumienie pomiędzy Komitetem Olimpijskim a wydawcami poszczególnych gier, których aktualnie jest co najmniej kilkunastu (mówimy tu o najważniejszych esportowych tytułach, wliczając też mniejsze, będzie ich kilkadziesiąt), potrwa to naprawdę długo. Zresztą droga do takiego kompromisu nie byłaby usłana różami. Chociaż po chwili zastanowienia zmieniam zdanie: byłaby usłana różami, niezwykle kolczastymi różami. Dlaczego? Esport ma wciąż wielu przeciwników, dla których problemem jest już samo zawarcie frazy “sport”. I patrząc na to, że sporty elektroniczne jeszcze sobie z tym nie poradził, to ciężko mówić tutaj o wprowadzaniu ich na Igrzyska Olimpijskie. Swoją drogą kwestia nazewnictwa esportu i klasyfikowania go do sportu też jest ciekawa, jednak nadaje się na osobny tekst.
Ktoś może teraz zadać pytanie: ale co to za problem, żeby wydawcy dogadali się ze sobą? Może i konkurują na płaszczyźnie biznesowej, ale raz na cztery lata mogliby sobie odpuścić…
Trochę tak i trochę nie. Osoby niemające zielonego pojęcia o przeprowadzaniu rozgrywek esportowych mogą widzieć w tym pytaniu szansę na podważenie dotychczasowej treści tego artykułu. Jednak wtedy wchodzę ja cały na czarno i daję kolejny argument, który oddala esport od Igrzysk Olimpijskich.
Każda gra ma swój ekosystem
Bardzo lubię określenie ekosystem w stosunku do esportu. Jednak jakie jest jego znaczenie? Jak już wcześniej wspomniałem, każda gra ma swojego wydawcę, który często decyduje o tym, w jaki sposób wygląda rozwój danego tytułu w kierunku esportowym. Jeśli spojrzymy na Riot Games – wydawcę Leauge of Legends – zobaczymy coś, co można nazwać kompletnym ekosystemem esportowym. Tak, jeśli takie określenie istnieje, to oddaje ono w 100% to co Riot robi z LoL-em. Mamy kilka lig na całym świecie, które dzielą się ze względu na regiony. Każda z takich lig ma dwa sezony – wiosenny i letni. W przerwie między sezonami odbywa się MSI (coś w stylu małych mistrzostw świata), następnie drugi sezon a potem właściwe mistrzostwa świata. Oczywiście poza dużymi ligami, gdzie zawodnicy dostają po kilkaset tysięcy dolarów pensji rocznie, są jeszcze mniejsze. Również poniekąd kontrolowane przez Riot. Ekonomista powie o tym – gospodarka planowana. Jeśli natomiast spojrzymy na inny esportowy tytuł – CS:GO, gdzie wydawca organizuje tylko dwa turnieje do roku, a reszta to mieszanka mniejszych i większych niezależnych lig, gdzie każda rządzi się swoimi zasadami, a nawet zdarzają się sytuacje, że sami zawodnicy nie wiedzą w jakim turnieju właśnie biorą udział. Taką sytuację ekonomista nazwie – rynkową. Po co te nawiązania do ekonomii? Wyobraźmy sobie dwa państwa, bardzo podobne ale różniące się właśnie systemem gospodarczym, czyli de facto sposobem, w jaki dane społeczeństwo funkcjonuje. Już wiesz do czego piję? Połączenie takich dwóch tworów nawet na krótki okres (np. Igrzysk olimpijskich) raczej nie przyniesie pożądanych rezultatów i może się okazać bardzo trudne.
Skoro już wiemy, że sam Komitet Olimpijski oraz Wydawcy gier mają spore problemy, żeby wprowadzić esport na stadiony, posłuchajmy ostatniej strony, która ma w tej sprawie kluczowe znaczenie – kibiców.
My już mamy swoje Igrzyska!
W tym zdaniu jest trochę prawdy i trochę kłamstwa. Z jednej strony nie znajdziemy turnieju, który swoją formą naśladowałby Igrzyska Olimpijskie 1:1. Natomiast z drugiej, zarówno kibice jak i zawodnicy chyba tego nie potrzebują.
Wyżej pisałem o tym, że każda gra ma swój system, do którego kibice przez kilka lat zdążyli się przyzwyczaić. Jesteś fanem LoL-a – czekasz z niecierpliwością na mistrzostwa świata, interesujesz się Dotą 2 – z wypiekami na twarzy oczekujesz na The International i pulę nagród rzędu 30 000 000 $. Natomiast będąc wiernym kibicem CS-a, odliczasz dni do IEM-a w Katowicach czy ESL One w Kolonii. Dodatkowym atutem jest to, że turnieje te nie pokrywają się na przestrzeni roku, więc spokojnie obejrzysz każdy z nich.
Teraz należy zadać sobie pytanie: jak wśród tylu wydarzeń miałyby odnaleźć się Igrzyska Olimpijskie? Fakt, że odbywają się raz na cztery lata, będzie ich minusem. Wypracowanie własnej marki w świecie esportu, może zając im bardzo dużo czasu. Znikną pośród masy innych mniejszych i większych turniejów. Również ich forma może nie do końca przemawiać do głównych odbiorców esportu – młodych ludzi.
Chociaż przedstawione wyżej fakty i opinie raczej nie wskazują na to by esport miał się pojawić na IO w najbliższych latach, to nie ukrywam, że z dumą patrzyłbym na reprezentantów Polski w CS-a, LoL-a czy StarCrafta, idących ramię w ramię z naszymi lekkoatletami czy siatkarzami podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich.