Kiedy ESL ogłosił przedsięwzięcie jakim był IGS (Intel Grand Slam), cel nagradzania drużyn tak potężną sumą był jeden – podkreślić dominację danego zespołu na przestrzeni ostatnich paru miesięcy i uhonorować ich osiągnięcia w nietuzinkowy sposób – sztabkami złota.
Od momentu wprowadzenia IGS minęły już dwa lata (pierwszy sezon startował w na początku lipca 2017 – cykl rozpoczął się na ESL One w Koloni, wygranym przez SK Gaming), podczas których mieliśmy dwie widoczne dominacje – Astralis oraz Teamu Liquid (choć ta druga zdaje się dopiero zaczynać). Tym pierwszym potrzebny był pełen cykl składający się z 10 turniejów na zgarnięcie miliona dolarów i przypieczętowanie tym samym swoich świetnych wyników. Wyczyn Duńczyków bardzo szybko powtórzyło Team Liquid, wygrywając kolejno: IEM Sydney, Dreamhack Dallas, ESL Pro League oraz ESL One w Koloni, czyli cztery z pięciu turniejów drugiego sezonu IGS.
Amerykanie potrzebowali na zwycięstwo bardzo mało czasu – nieco ponad 60 dni. A jak wcześniej wspomniałem: „(…) cel nagradzania drużyn tak potężną sumą był jeden – podkreślić dominację danego zespołu na przestrzeni ostatnich paru miesięcy (…)”.
Chociaż wygranie całego cyklu w dwa miesiące mieści się w tej regule, to jego twórcy postanowili nieco zmienić wymagania, które trzeba spełnić aby stać się mistrzem trzeciego sezonu.
Nie 4 a 6 wygranych turniejów potrzebnych do zgarnięcia miliona dolarów, chyba że…
w tych czterech znajdzie się co najmniej jedna z dwóch imprez, uważanych przez ESL za najbardziej prestiżowe. Mowa tu oczywiście o IEM Katowice oraz niedawno zakończonym ESL One Cologne.
Tak więc prezentuje się pierwszy sposób na zostanie mistrzem IGS: wygrywasz 4/10 turniejów w tym ESL One w Kolonii lub/i katowickiego IEM-a. Nie odbiega on zbytnio formą od tego co mieliśmy dotychczas. W zasadzie jeśli okres dominacji potencjalnych mistrzów Intel Grand Slam przypadnie na pierwszą połowę roku, podczas której odbywają się te wydarzenia, można powiedzieć, że wyjdzie na to samo.
Jeśli więc przyjrzymy się temu w jaki sposób przebiegała droga Teamu Liquid do sześciu zer z jedynką z przodu, zobaczymy, że Amerykanie wygraliby IGS również na nowych zasadach, to samo zresztą stałoby się w przypadku mistrzów z pierwszego sezonu – Astralis. Duńczycy nie zgarnęliby jednak trofeum po wygraniu ESL Pro League, musieliby poczekać do IEM-a w Katowicach. Warto jednak pamiętać o tym, że jeśli jakiś turniej organizowany przez ESL-a lub Dreamhack będzie miał status Majora, również zostanie zaliczony do puli wydarzeń prestiżowych.
Gdyby jednak jednemu z pretendentów do mistrzowskiego tytułu powinęła się noga w Katowicach lub Koloni, wciąż będzie szansa na zarobienie 1 000 000 $. W drugim jednak przypadku będzie już o wiele ciężej, ponieważ potrzebne będą nie 4 tytuły mistrzowskie a 6, wszystkie uzyskane na imprezach z serii: IEM, ESL One, ESL Pro Leauge lub Dreamhack Masters. Trzeba przyznać, że druga wersja jest o wiele trudniejsza. Od początku trwania IGS żadna ekipa nie miała na swoim koncie 6 zwycięstw w ostatnich 10 turniejach. Nawet Astralis nie zdołało tego dokonać, mając w szczytowym momencie bilans 4 tytułów na 10 ostatnich imprez.
ESL, po co to całe zamieszanie?
Trzeba przyznać, że zabieg wykonany przez twórców IGS jest bardzo sprytny. Wyobraźmy sobie sytuację w której… a w zasadzie nie musimy sobie nic wyobrażać, taka sytuacja już miała miejsce. Astralis po zgarnięciu IGS i zwycięstwie w Katowicach, zaczęło powoli odpuszczać inne imprezy od ESL-a i Dreamhacka. Duńczycy nie pojawili się na IEM-ie w Sydney oraz na Dreamhacku w Dallas, czyli na dwóch imprezach liczących się w cyklu. Pomijając już fakt, że takim zabiegiem Astralis znacznie ułatwiło Team Liquid zdobycie tytułu mistrzowskiego w drugim sezonie (Amerykanie wygrali obie imprezy), to Duńczycy poniekąd zaniżyli poziom tych imprez przez to, że się na nich nie pojawili.
W końcu zamiast Atralis, będącego wtedy jeszcze TOP1 świata, została zaproszona inna drużyna (jaka dokładnie nie wiemy, możemy się tylko domyślać), co prestiżu imprezy nie podniosło. Od trzeciego sezonu zabieg taki będzie skrajnie głupi przy założeniu, że nie wygrało się ani w Koloni ani w Katowicach. W końcu każdy event będzie na wagę złota (dosłownie i w przenośni), co tylko zmusi drużyny ubiegające się o tytuł mistrza IGS do uczestnictwa na tych imprezach.
Jednak nie oszukujmy się, zwycięstwo na 6 z 10 turniejów jest naprawdę trudnym zadaniem, które od startu cyklu, czyli dwóch lat, nie udało się nikomu. Dlatego też mamy drugą drogę do miliona.
W erze, w której co kilka tygodni mamy turniej z udziałem światowej czołówki (różnie to wygląda na przestrzeni roku, jednak uśredniając raz na miesiąc oglądamy LAN-a z czołowymi ekipami), powoli zaczęła zacierać się granica pomiędzy prestiżem różnych imprez. ESL znalazł na to bardzo prosty sposób, ponieważ od teraz IEM w Katowicach, ESL One w Koloni oraz każdy Major od ESL-a czy Dreamhacka, będzie wybijał się z tego tłumu, dając najlepszym ekipom możliwość zapisania się na kartach historii jako mistrzowie trzeciego – trudniejszego – Sezonu Intel Grand Slam.